Wyjątkowo było już od samego początku. Przyjechaliśmy z trzech stron:
Michał z Torunia, Przemek z Chojnic i Jacek z Poznania. Dzień był
szczególny, bo to Uroczystość Objawienia Pańskiego, więc początkiem
wszystkiego stała się Eucharystia w bydgoskiej parafii pw. Matki Boskiej
Zwycięskiej. Zaraz potem odbyło się spotkanie "opłatkowe" w zarodku
skautowego środowiska bydgoskiego. I jakby tego wieczoru było jeszcze
mało, zasiedliśmy do obfitej, nie tylko w pokarmy, ale i w zapadające
ważne decyzje, kolacji. To właśnie wówczas postanowiliśmy m.in., że
św. Wojciech będzie naszym patronem.
Następny dzień to już wędrówka, ale nie od dreptania się zaczęło. Po
porannej Mszy św. "małe śniadanko" i jeszcze przed południem, nie
inaczej niż dzięki Opatrzności Bożej, bo nadzwyczaj sprawnie,
znaleźliśmy się na przedmieściach Bydgoszczy. I chociaż był już
styczeń to z prawdziwej zimy jedynie hulał zimowy wiatr. Aura
zmieniła się tego dnia jeszcze na tyle, że pomiędzy kroplami deszczu
mieliśmy śnieg, który wraz z kroplami deszczu docierał głęboko w
plecaki, pod kurtki i w buty. Jak się później okazało także głęboko w
drewno ogniska. Mimo to makaron z niemal śladową ilością sosu smakował
jak nigdy wcześniej. Tego dnia było nam dane doświadczyć jeszcze
nadzwyczajnej gościnności. Pani sołtys ze wsi Tur dała nam: ciepły
kąt, gorący piec, możliwość wysuszenia, pyszną jajecznicę i... wiele
życzliwości.
Niedziela, 8 stycznia, to kulminacja wędrówki na Mszy świętej w
parafii pw. NMP Królowej Polski w Nakle nad Notecią. Z Nakła
wracaliśmy wszyscy z brązowymi chustami.
Opisać jest trudno, co w pamięci każdego z nas, zostało po wędrówce.
Na pewno dobre wspomnienia, postanowienia na naszą codzienność i
oczywiście myśl: kiedy następny raz?
Jacek Mazurski