Sobota, 8 rano... Za oknem śnieg i -12 stopni. Z umówionych przyszłych skautów zjawił się tylko jeden... Kacper. Zaspali? A może przestraszyli się zimna?
Nie! Przyszli tuż po 8. Martyna, Marcelina, Maja, Andrzej, Paweł... Po chwili Klaudia i Kinga. To co, idziemy do lasu? Jak to zwykle bywa, słychać: "Tak, idziemy!" oraz "Do lasu? Przecież ziiimno jest!" I weź tu bądź mądry... Ale nic, idziemy!
Modlitwa przed Sanktuarium Świętego Wojciecha. Krótki spacer, a momentami bieg do pobliskiego lasu i gry na rozgrzewkę. Ale nadal straaasznie ziiimno!!! To cóż, więcej gier nie będzie, trzeba rozpalić ognisko! Ale pojawił się kolejny problem... Jak jest -12 stopni, Słońce nisko na niebie, zapałki po zapaleniu... gasną. Jedna próba, druga, trzecia... Jest jeszcze zimniej (szczególnie tym, co stoją, zamiast przynosić drewno). Nic, trzeba użyć wspomagaczy - w plecaku znajdujemy korę brzozową, za chwilę Andrzej, Paweł i Kacper, zauważywszy brzozę, biegną po kolejną partię kory. Kilka kolejnych prób i... jest ogień! Powoli robi się coraz cieplej. Nie wszyscy dotrwali do dużego ognia - poszli ogrzać się w klasztorze Ojców Karmelitów :). Ci, którzy zostali doświadczyli, że warto być wytrwałym, a gdy coś nie idzie po naszej myśli, warto nadal próbować, gdyż za wytrwałość czeka nas nagroda. Ciepło!!! A nawet gorąco, gdy się trzyma ręce tuż nad ogniem :-) Aż nie chciało się odchodzić od ogniska...
Ale wróciliśmy do pozostałych, którzy już się niecierpliwili, czemu nas tak długo nie ma. Kilka zabaw, ustalenie kolejnego spotkania i koniec zbiórki. W Gorzędzieju rosną skauci!